Tomcio Ulicznik
Historia firmy Thomas de la Rue zaczęła się w 1813 roku, kiedy to na wyspie Guernsey zaczyna wychodzić gazeta Zwierciadło polityczne.Nakład gazety wynosił początkowo 900 sztuk, a do tego musiała konkurować z kilkunastoma innymi gazetami wychodzącymi na wyspie, więc w 1821 roku jej wydawca, Thomas de la Rue, przenosi firmę do Londynu i początkowo produkuje słomiane kapelusze. Jednocześnie ekperymentuje z wytwarzaniem papieru oraz metodami druku, aż w 1832 roku otrzymuje patent drukarski od króla Wilhelma IV. Początkowo drukuje karty do gry (pierwsze kolorowe brytyjskie karty), aby w 1838 z okazji koronacji królowej Wiktorii wydrukować specjalną edycję gazety The Sun ze złoceniami. W 1841 roku Thomas de la Rue monopolizuje druk biletów kolejowych - firma drukuje już półtora miliona biletów tygodniowo, a jej właściciel zaczyna rozglądać się za innymi możliwościami rozwoju firmy.
W 1851 roku podczas wystawy w Cristal Palace w Londynie Thomas de la Rue prezentuje opracowaną wcześniej maszynę do mechanicznego składania kopert. Wskazuje to kolejne kierunki ekspansji firmy. Dwa lata później drukuje już znaczki pocztowe - najpierw dla poczty angielskiej, a później również dla kolonii (Mauritius, Trinidat, Afryka Południowa, Australia, Cejlon, Bahamy i inne).
Ponieważ firma dysponuje coraz lepszym sprzętem i jest w stanie drukować coraz lepsze zabezpieczenia władze brytyjskiej kolonii Mauritius w 1860 zlecają mu wydruk pierwszych banknotów.
W trakcie trwania wojny secesyjnej w drukarni de la Rue w Londynie drukowane są znaczki pocztowe dla Konfederacji.
Prace dla rządu Wielkiej Brytanii obejmowały również druk banknotów dla armii angielskiej walczącej w trakcie Wielkiej Wojny, a od 1930 roku firma zyskała również uznanie City of London, obsługując druk banknotów dla angielskich banków działających w Chinach. Dodatkowo w 1939 roku przenosi część produkcji bankotów do Szanghaju11 września 1940 roku na fabrykę przy Bunhill Row spada niemiecka bomba, która na jakiś czas wstrzymuje działalność firmy. Na krótko jednak. Już w 1947 roku firma jest notowana na londyńskiej giełdzie, a w 1961 roku firma Thomas de la Rue wykupuje drukarnię banknotów Waterlow & Sons. W roku 1986 monopolizuje druk banknotów w Londynie wykupując Bradbury Wilkinson (należącą wcześniej do American Bank Note Company). Od 2003 roku firma obsługuje druk banknotów dla Bank of England, a od 2009 druk paszportów Wielkiej Brytanii.
W 2013 roku firma hucznie obchodziła 200 lecie swojego założenia. Korzytając z okazji, że banknoty dla wyspy Guernsey również są drukowane w Londynie, postanowiono uhonorować założyciela firmy, na co wyraził zgodę tamtejszy rząd.
tagi: anglia banknoty guernsey
![]() |
Pioter |
15 kwietnia 2019 18:50 |
Komentarze:
![]() |
bolek @Pioter |
16 kwietnia 2019 09:06 |
Czy oni nadal drukują dla NBP?
W 1995 HGW zleciła im druk banknotów w związku z denominacją, po "wygraniu" przetargu oczywiście. Trochę info tutaj.
![]() |
tomciob @Pioter |
16 kwietnia 2019 09:09 |
Witam.
Fajna i potrzebna notka. Stańmy w dniu dzisiejszym i zerknijmy na ważność "Tomcia Ulicznika" dla brytyjskiej gospodarki. Jest taka marka, ogólnoświatowa o nazwie "Superbrand" która zajmuje się rankingami i kreowaniem marek w 80 krajach świata. Takie badanie zostało zrobione również w Wielkiej Brytanii i oto Thomas de la Rue" jako marka w 2019 roku dostała (w dwudziestce) wyróżnienie jako ważna i wielka brtyjska marka:
https://www.superbrands.uk.com/2019superbrands
Przy czym wartość tej firmy (brendu, marki) to w głównej mierze innowacyjność - 1000 patentów już zarejestrowanych i 700 w fazie zdobywania/opracowywania/rejestrowania. I tak to działa. Jest rynek, są zasady, jest organizacją - rząd, który porządkuje rynek i dba o "przestrzeganie" zasad, oraz są firmy/marki, często potężne, międzynarodowe i globalne które otrzymują przywileje i koncesję na działanie. I bardzo dobrze to widać na przykładzie "Tomcia Ulicznika."
Superbrand 2019 w UK dla De la Rue
Pozdrawiam
![]() |
Pioter @bolek 16 kwietnia 2019 09:06 |
16 kwietnia 2019 09:09 |
Obecnie NBP drukuje w Warszawie.
![]() |
tomciob @bolek 16 kwietnia 2019 09:06 |
16 kwietnia 2019 09:19 |
Ciekawe czy można się dowiedzieć (gdzieś, kiedyś) ile wynosiła owa jednorazowa opłata dla firmy De La Rue, cytat:
"Odpowiedź na pytania dotyczące banknotów wprowadzonych w latach 1993-1994. Otóż został opracowany wzór nowych banknotów; z informacji uzyskanych z NBP wynika, że spośród 4 oferentów, w tym Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych, jedynie firma De La Rue z Wielkiej Brytanii spełniała wymagania dotyczące standardów zabezpieczeń i jakości banknotów oraz terminów ich dostaw, oferując przy tym najniższe ceny. Banknoty produkowane przez firmę De La Rue spełniały więc wszystkie wymagania Narodowego Banku Polskiego dotyczące wysokiego standardu zabezpieczeń oraz jakości produkcji. Banknoty te, produkowane przez Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych Spółkę Akcyjną po przeniesieniu ich produkcji do Polski, odpowiadają wiernie wszystkim parametrom wizerunku, zabezpieczeń i standardów jakości określonym przez NBP dla firmy De La Rue. Umowa w sprawie przeniesienia produkcji banknotów z serii ˝Władcy Polski˝, zawarta w 1997 r. przez NBP i De La Rue, wiązała się z poniesieniem jednorazowej opłaty za wykorzystanie własności intelektualnej De La Rue oraz świadczenie przez tę firmę pomocy konsultacyjnej i szkoleniowej dla Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. NBP poinformowało, że jednorazowa opłata była wielokrotnie niższa od tej, którą państwo wskazaliście w zapytaniu. Narodowy Bank Polski nie ponosił i nie ponosi żadnych innych opłat na rzecz De La Rue.
Warto wspomnieć, że ta praktyka zlecania za zewnątrz, za granicę była już stosowana w 1990 i 1991 r. przez Narodowy Bank Polski.
Należy dodać, że NBP posiada wszystkie nominały banknotów produkowanych zarówno przez De La Rue, jak i Państwową Wytwórnię Papierów Wartościowych.
I wreszcie zdaniem NBP firma De La Rue wywiązała się ze wszystkich warunków kontraktu zawartego z NBP. Tym samym nie są znane jakiekolwiek przesłanki wystąpienia o jakiekolwiek odszkodowanie".
![]() |
tomciob @bolek 16 kwietnia 2019 09:06 |
16 kwietnia 2019 09:30 |
A tu przyczyny zlecenia firmie De La Rue, druku polskich banknotów w 1995 roku. Cytat z prezesa NBP:
"Jeśli chodzi o Państwową Wytwórnię Papierów Wartościowych, stało się tak, iż do przetargu ostatecznie stanęły cztery wytwórnie. Zwróciliśmy się do większej liczby wytwórni, część z nich odmówiła, nie stanęła do przetargu, stanęły do niego ostatecznie cztery, w tym Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych. Różnica między ceną oferowaną przez PWPW a ceną oferowaną przez zwycięzcę konkursu, to jest Thomasa de La Rue, kształtowała się na poziomie 31%. To jest znacznie więcej, niż margines dopuszczany przez ustawę o publicznych przetargach, tak niedawno przyjętą przez Wysoką Izbę. Mianowicie handicap ten wynosił do 20%. Jest jednak pewna ważna kwestia, która całkowicie zmienia te proporcje na niekorzyść PWPW. Otóż papier, którego używa PWPW do produkcji banknotów, jest znacznie mniej trwały niż ten papier, na którym produkowane są banknoty przez Thomasa de La Rue. Do końca stycznia Thomas de La Rue nie doczekał się, mimo próśb kierowanych pod adresem PWPW, próbek papieru, na którym można by drukować banknoty. Kierowano je częściowo ze względu na naszą prośbę. Chcieliśmy bowiem w takim stopniu, jak to możliwe, wykorzystać zdolności produkcyjne wytwórni; wprawdzie przegrała ona przetarg, a była taka możliwość, aby wykorzystać posiadany przez nią papier. Niestety, próbek tych PWPW nie dostarczyła i wiem dlaczego - ten papier jest znacznie gorszy. Banknoty (mam na myśli szczególnie banknoty o nominałach: 500 tys., 1 mln i 2 mln) z tego ciągu zmodernizowanego krążące w obiegu wytrzymują ok. roku. Te banknoty, które produkuje de La Rue, żyją, jeśli tak można powiedzieć, ok. 2 lat. Wobec tego oszczędności przy produkcji na takim papierze są ewidentne. Nie decydowały one jednak o tej różnicy wynoszącej 31%. Wobec tego gdyby wziąć pod uwagę jeszcze dodatkowo fakt trwałości tego papieru, okazałoby się, że różnice w cenie produkcji sięgają 50-60%. To jest przepaść.
Drugą kwestią są możliwości technologiczne PWPW. W dniu przetargu z całą pewnością PWPW nie była w stanie wyprodukować banknotów z hologramem, a także banknotów różniących się pod względem wielkości. Nie wiem, jaka jest sytuacja dzisiaj, minął rok. Wtedy wydolność technologiczna PWPW była bardzo niska. Mieliśmy niedobre doświadczenia z tą wytwórnią. Nie sądzę, aby w tej chwili Wysoką Izbę interesowała lista grzechów PWPW. Gdyby tak było, gotowi bylibyśmy udostępnić to wszystko, co mam tu na papierze spisane. Nie chcę jednakże tego czynić. Nie zależy nam na tym, aby informować o tym, co stanowi ewidentne grzechy tejże wytwórni. Generalnie można powiedzieć, iż nie było absolutnie żadnych szans na to, aby zlecić tę produkcję PWPW. Żadnych szans"!
![]() |
bolek @Pioter 16 kwietnia 2019 09:09 |
16 kwietnia 2019 09:34 |
OK. A jesli chodzi o monety? Coś mi się kołacze, że w UK były bite.
![]() |
bolek @tomciob 16 kwietnia 2019 09:19 |
16 kwietnia 2019 09:35 |
"Ciekawe czy można się dowiedzieć (gdzieś, kiedyś) ile wynosiła owa jednorazowa opłata dla firmy De La Rue"
Może można złożyć zapytanie.
![]() |
bolek @tomciob 16 kwietnia 2019 09:30 |
16 kwietnia 2019 09:36 |
Czytałem to. Ręce i nogi...
![]() |
Pioter @bolek 16 kwietnia 2019 09:34 |
16 kwietnia 2019 09:39 |
Nowe żelazne groszówski były bite w Royal Mint w Londynie (2013)
![]() |
bolek @Pioter 16 kwietnia 2019 09:39 |
16 kwietnia 2019 09:44 |
A jednak. Dzięki za potwierdzenie.
![]() |
tomciob @bolek 16 kwietnia 2019 09:36 |
16 kwietnia 2019 09:59 |
Nie wiem co masz na myśli pisząc "ręce, nogi" ale jak widać firma "De La Rue" ma ponad dwieście lat tradycji, ma wiedzę, doświadczenie i technologię. Jest po prostu gigantem technologiczno-innowacyjnym czyli z pragmatycznego punktu widzenia, jeśli by porównać do łańcucha pokarmowego, jest na samym szczycie. A tu najnowsze dziecko, fantastycznie zabezpieczony banknot polimerowy, z hologramem i innymi bajerami "Barn owl (Tyto alba)" czyli sowę płomykówkę
![]() |
bolek @tomciob 16 kwietnia 2019 09:59 |
16 kwietnia 2019 10:54 |
"Nie wiem co masz na myśli pisząc "ręce, nogi""
Mam na myśli te wszystkie tłumaczenia HGW, wyjaśnienia, itp. Przetarg "wygrała" firma, która miała wygrać.
![]() |
tomciob @Pioter |
16 kwietnia 2019 16:33 |
Myślę że historia życia i biznesu tego faceta:
źródło to temat na niemałą i do tego niezłą i ciekawą książkę. Po polsku o gościu bardzo niewiele za to po angielsku ho, ho. Na przykład, wydawało by się, naiwny i głupi - karty do gry. A czym były karty do gry. Potrzebą rozrywki, hazardu, spędzania wolnego czasu, dzielenia czasu z innymi (relacje), potrzebą emocji z tym zwiazanych. Karty do gry były rozrywką zarówno dla bogatych jak i dla biednych o ile ktoś... drukował te karty do gry. Karty do gry były stale w użyciu. Taki przykład szkoły drukarskiej na specjalnym papierze w codziennym użyciu. Abstrahując już od wymowy postaci używanych w kartach (tak samo polityczna i znaczeniowo istotna funkcja jak na monetach, stemplach, znaczkach pocztowych, papierowych pieniadzach czy guzikach) karty do gry miały wzory Asów zatwierdzane i numerowane bo zarówno wizerunek asa w karcie do gry jak i jego postać podlegały ewidencji z mocy prawa w Biurze Stempli w Somerset House, a władze prowadziły tam ewidencję numerów asów. Thomas de la Rue dostał przyznany przez króla Wilhelma IV patent za ulepszenie kart do gry i za swojego Asa. Dawniej karty do gry były robione z drewna. Ile to ułatwienia w codziennym użyciu i przechowywaniu spowodowało zamianę drewnianych figur czy tabliczek na płaskie wydruki. A oto wizerunek kart wyprodukowanych przez "Tomcia Ulicznika:"
https://www.wopc.co.uk/delarue/index
![]() |
tomciob @Pioter |
16 kwietnia 2019 17:56 |
A skoro notka jest ciekawa to mała zagadka, czyja to waluta:
Stąd nie podaję źródła zdjęcia. No i z którego jest roku? No i kto ją wyemitował, oraz dlaczego? I jak to się dla emitenta i gospodarki tego "terytorium o ciekawym statusie polityczno-formalnym" zakończyło?
![]() |
tomciob @tomciob 16 kwietnia 2019 17:56 |
16 kwietnia 2019 18:31 |
Odpowiedź można znaleźć w wydanej w 1960 roku, niepozornej i małej książeczce, nieprzetłumaczonej na język polski:
Wydaje się, że tam na tej wyspie na której urodził się Thomas De La Rue już na początku osiemnastego wieku przeprowadzono w naturze eksperyment ekonomiczny z nisko oprocentowanym, kontrolowanym przez zarząd tej "depedencji Korony Brytyjskiej" położonej na Wyspach Normadzkich, długiem publicznym. Długiem poza komercyjnym systemem finansowym. Sukces tej formy rozwoju ekonomicznego - dług panstwowy, niezależny od prywatnych instytucji kapitałowych, oparty na pieniądzu lokalnym czyli na kapitale zgromadzonym przez ludność wyspy, kapitale który mieszkańcy pożyczyli rządowi, pozwolił na sfinansowanie, z sukcesem, rozwoju wyspy. Jest to o tyle ciekawe, że gdyby przenieść to na czasy obecne i do polski to rząd RP powinien wypuścić obligacje o niskiej jednostkowej wartości, skierowanej jedynie do obywateli polskich i gwarantujących spłatę po czasie z należnymi odsetkami. Jak dobrze wiemy dług publiczny w Polsce, owo słynne do 3% PKB jest emitowany przez rząd ale kierowany na rynki, rynki międzynarodowe. To zaś oznacza wykup obligacji SP z zaspokojeniem odsetek dla właścicieli obligacji czyli owych nabywców bonów skarbowych RP. Jakże to inna forma pożyczania od tej, którą zastosował (podejrzewam że za pełną zgodą rządu w Londynie) zarząd wyspy Guernsey po Wojnach Napoleońskich.
![]() |
tomciob @Pioter |
16 kwietnia 2019 18:33 |
Polski z dużej litery być powinno. Pośpiech, a nie zamierzone umniejszenie.
![]() |
Pioter @tomciob 16 kwietnia 2019 16:33 |
16 kwietnia 2019 18:43 |
Te drewniane klocki to po polsku drzeworyt czyli sposób druku za pomocą matryc z klocków drewnianych. Papierowe karty do gry są wymieniane (jako substytut pieniądza) w oblężonej przez austriackie wojska twierdzy w Koźlu, w czasie Wojen Śląskich. Wtedy na ich odwrocie zapisywano żołnieżom żołd. Zachowały się takie części kart z zapisem wartości pieniężnej z okresu wojen napoleońskich.
Chyba, że w Anglii w tym czasie bawili się klockami - co także jest możliwe, choć mało prawdopodobne, skoro angielscy żołnierze służyli we wszystkich wojnach w Europie od co najmniej XVII w.
![]() |
tomciob @Pioter 16 kwietnia 2019 18:43 |
16 kwietnia 2019 19:33 |
Fakt, karty do gry
"Prawdopodobnie były już znane w Chinach przed X wiekiem. Powstały na skutek przeniesienia na papier notacji używanej w czasie gry w kości. Niektóre karty wywodzą się także z chińskich papierowych pieniędzy – uważa się, że w najstarszych grach używano prawdziwych banknotów.
Do Europy karty trafiły około XIV w. i zostały spopularyzowane po rozpowszechnieniu się druku wynalezionego przez Johannesa Gutenberga (ach ten Gutenberg). Już w 1329 roku, za papieża Jana XXII, synod w Würzburgu wydał zakaz uprawiania hazardu, w tym gry w karty, w kości, szachy kości i w kule".
Źródło: Wiki
A ponieważ źródłem kart są kości, drewniane pochodzenie kart nie ulega dla mnie wątpliwości co nie zmienia faktu, że chodzi o drzeworyt. Cyt:
"Nie tylko herbata, papier i proch strzelniczy, ale również karty zostały wynalezione w Chinach. Pierwsze karty do gry powstały w Chinach w okresie dynastii Tang (lata 618-907). Gra płytkami wykonanymi z kości bądź kości słoniowej stanowiła wówczas alternatywę dla gry w domino, szachy, Mahjonga i gier z kostką. Wraz z wynalezieniem papieru w XII wieku, Chińczycy mogli już tasować i rozdawać wykonane z grubego papieru karty, na których widniały symbole bambusów, pałek, monet i liczb.
Popularność kart szybko przeniosła się z Chin dalej w kierunku zachodnim, na Bliski Wschód. W świecie arabskim pojawił się nowy trend w grach karcianych, polegający na dodaniu czterech kolorów, numeracji i figur, które występują także w dzisiejszej talii kart. Początkowo odpowiednikami kolorów w kartach były monety, puchary, miecze i maczugi. Z czasem symbole ewoluowały, monety przekształciły się w czworokąty (karo), puchary w serca (kier), miecze zostały zastąpione grotami (pik) a patyk zmienił się w symbol koniczyny (trefl). Egipska talia kart w czasach Mameluków zawierała 52 karty w czterech kolorach, z dziesięcioma numerami i trzema figurami. Figurami w kartach byli: malik, czyli król; nā’ib malik oznaczający wicekróla oraz trzeci zastępca władcy, thānī nā’ib.
Kiedy w XIV wieku karty trafiły do Europy, całkowicie zmieniło się ich oblicze. Na wygląd kart wpłynęły różnice kulturowe. Zaczęły się na nich pojawiać takie symbole jak kwiaty, niedźwiedzie, króliki, sokoły, psy gończe czy dziki. W Niemczech kolory w kartach zaczęto oznaczać jako żołędzie (trefle), dzwonki (kara), serca (kiery) i wino (piki). Hiszpańskie i włoskie karty zachowały bliskowschodnie elementy z różnymi wariacjami złotych monet, mieczy, pucharów i patyków. Na kartach w Europie Wschodniej dominowały motywy zwierząt, instrumentów muzycznych, mieczy, włóczni i halabard. Jednak to francuskie wzory kart stały się obowiązującym standardem, który przetrwał do dziś. Francuski model kart łączy cztery kolory – pik, karo, trefl i kier z figurami, z których każda przedstawia postać historyczną lub mitologiczną".
No i teraz najciekawsze:
"As pik zwykle wyróżnia się wyglądem spośród innych kart. Nie bez powodu. Popularność kart sprawiła, że europejscy władcy postanowili opodatkować każdą talię. Początkowo, stempel był przybijany na opakowaniu. Później stemplowano także jedną kartę z talii, by również po zdjęciu opakowania było wiadomo, że opłata została uiszczona. W XVIII wieku najczęściej stemplowany był właśnie As pik, który otwierał talię. Do dziś As pik pozostaje pierwszą kartą w talii i często nosi na sobie informację o producencie lub jego logo".
Co oznacza, że produkcja kart do gry była ściśle kontrolowana przez władze.