(Łże)Prokopiusz z Cezarei i Rosja
Wydawałoby się, że do budowy organizmu państwowego należy mieć solidne podstawy i jakąś doktrynę. Nic bardziej mylnego. Okazuje się bowiem, że można do budowy państwa, a nawet imperium, można posłużyć się nawet paszkwilem napisanym nie wiadomo przez kogo.
Chodzi bowiem o księgę zatytuowaną Historia sekretna, której autorstwo niesłusznie przypisywane jest Prokopiuszowi z Cezarei. Trudno bowiem wyobrazić sobie, aby nadworny pisarz cesarza Justyniana pozwalał sobie na przedstawianie swojego mocodawcy oraz jego najbliższego otoczenia w złym świetle. Nie za to bowiem cesarz płaci całkiem niezłe pieniądze, aby zamiast propagandy państwowej otrzymać paszkwil na swoje postępowanie.
Popatrzmy więc na niektóre fragmenty tego ciekawego tesktu:
Ludność, jak już pisałem, dzieliła się na dwie fakcje14 i Justynian, przyłączywszy się do Wenetów, czyli Błękitnych, których zresztą i przedtem popierał, zdołał wszystko doprowadzić do stanu zamętu i zamieszania; rzec by można, iż zwalił z nóg całe państwo rzymskie. Nie wszyscy zresztą Błękitni dali
się powodować jego zachciankom, lecz tylko ci, którzy mieli bardziej wojownicze usposobienie. Ale w miarę jak pieniło się zło, nawet i oni wydawali się niezmiernie umiarkowani, bo nie broili tyle, ile im było wolno. A co więksi awanturnicy wśród Zielonych również, rzecz jasna, nie siedzieli cicho,
lecz popełniali niezliczone przestępstwa, chociaż jednego po drugim spotykały ciężkie kary. To zresztą zachęcało ich do jeszcze większego zuchwalstwa, bo ludzi, którym się dzieje krzywda, łatwo doprowadzić do ostateczności, l kiedy Justynian tak bezustannie podjudzał i rozjuszał Błękitnych, całe Cesarstwo Rzymskie drżało w posadach, jak gdyby nawiedzone trzęsieniem ziemi czy potopem, lub jakby jego miasta jedno po drugim wpadały w ręce wroga. Wszędzie zapanował zamęt, nic nie pozostało takie jak dawniej, lecz w powszechnym chaosie ginęły prawa i ład publiczny.
Fakcjoniści hołdowali nowej modzie uczesania i strzygli włosy nie tak jak inni Rzymianie. Wąsów i brody nie tykali, zapuszczali je jak Persowie, natomiast golili przód głowy aż do skroni, a z tyłu nosili włosy bezsensownie długie, niby Masageci. Mówili też, że czeszą się na modłę Hunów. Wszyscy ponadto pragnęli nosić się bardzo strojnie, a odzież każdego z nich była o wiele wykwintniejsza, niż pozwalał na to jego stan, bo mogli ją zdobywać w nielegalny sposób. Rękawy koszuli ściągali ciasno tuż nad dłonią, natomiast powyżej rozszerzały się one do niesłychanych rozmiarów, l kiedy tylko wymachiwali rękami, na przykład wydając jakieś okrzyki w teatrze lub przyjętym zwyczajem dodając otuchy zawodnikom-w hipodromie, owa część stroju unosiła się wysoko do góry, dzięki czemu różnym durniom wydawało się, że mają oni piękne i obfite kształty, skoro muszą je okrywać aż takimi szatami. Zapominali przy tym, że w luźno tkanej i zbyt obszernej szacie widać było raczej, jak są chuderlawi. Płaszcze zaś, spodnie i obuwie nosili na wzór Hunów i taka też do nich przylgnęła nazwa. Początkowo niemal wszyscy zupełnie jawnie chodzili w nocy z bronią, w dzień zaś mieli obosieczne sztylety przytroczone do uda i ukryte pod płaszczem. Kiedy zapadał zmrok, łączyli się w grupy i czatowali na zamożniejszych obywateli w okolicy rynku i w ciemnych zaułkach; zabierali przechodniom ubrania, złote pasy i sprzączki, i co tam jeszcze wpadło im w ręce. Niektórych nie tylko łupili, lecz i zabijali, żeby napadnięty nie doniósł, co mu się przytrafiło. Wszystko to stało się udręką całego miasta, zwłaszcza tych Błękitnych, którzy byli bardziej spokojnego ducha, gdyż nawet oni nie byli bezpieczni. W końcu ludzie zaczęli nosić pasy i sprzączki z brązu, i ubierali się znacznie poniżej swego stanu, nie chcąc, aby zamiłowanie do pięknych przedmiotów było przyczyną ich zguby, a przed zachodem słońca chowali się po domach. Zło jednak nie ustępowało, władze miejskie nie zwracały na przestępców uwagi i zuchwalstwo tych ludzi stale się wzmagało. Albowiem występek, któremu zostawia się swobodę, naturalną rzeczy koleją przekracza
wszelką miarę, skoro nawet zbrodnia ukarana nie zawsze ginie doszczętnie. Ludzie w większości są z natury skłonni do grzechu. [...]
Tyle o jego powierzchowności natomiast nie potrafiłbym chyba dokładnie opisać jego charakteru. Chętnie czynił zło, łatwo ulegał wpływom, był typem człowieka, o którym mówią ,,dureń i łajdak". Sam nigdy nie mówił ludziom prawdy, w słowach i czynach powodował się podstępnymi intencjami,
a jednocześnie łatwo padał ofiarą tych, co go chcieli oszukać. Była w nim jakaś dziwaczna mieszanina zła i głupoty, być może zgodnie z poglądem jednego z dawnych perypatetyków, który mówił, że w naturze ludzkiej stykają się różne cechy, jak w mieszaninie kolorów. Piszę tu zresztą tylko o sprawach, do których mogłem dotrzeć. Był więc ów cesarz człowiekiem nieszczerym, pod-stępnym, obłudnym; umiał skrywać gniew, prowadzić podwójną grę i znakomicie udawać wiarę w swoje słowa. Nawet łzy ronił nie z radości czy żalu, lecz w zależności od potrzeby zmuszał się w odpowiednich
chwilach do płaczu. Łgał zaś bezustannie, ale bynajmniej nieprzypadkowo, przeciwnie, obietnice swe wzmacniał dokumentami i najświętszymi przysięgami, i to nawet w stosunku do własnych poddanych. Natychmiast zresztą łamał wszystkie przysięgi i obietnice, jak najpodlejszy niewolnik,
który ze strachu przed torturami popełnia krzywoprzysięstwo i przyznaje się do winy. W przyjaźni zawodny, nieprzejednany w nienawiści, zagorzały miłośnik mordu i grabieży, kłótnik i nowinkarz, łatwo dawał namówić się do złego, ale żaden doradca nie potrafił nakłonić go, by czynił dobro; istotnie,
chociaż z zamiłowaniem planował i wykonywał wszelkie łotrostwa, nawet myśl o zrobieniu czegoś dobrego uważał za przykrą. Któż zresztą zdoła należycie opisać charakter Justyniana? Wszystkie te złe cechy i wiele innych jeszcze gorszych posiadał w stopniu niemal nadludzkim; wydawało się, że natura odebrała śmiertelnym całą podłość i przelała ją w duszę tego jednego człowieka. Na domiar złego chętnie dawał posłuch oszczerstwu i bardzo był skory do karania, nigdy bowiem nie badał żadnej sprawy dokładnie, lecz po wysłuchaniu oszczercy natychmiast ogłaszał wyrok, l nie wahając się
ani przez chwilę nakazy wał zajmować duże obszary ziemi, palić miasta i bez najmniejszego powodu zaprzedawać całą ludność w niewolę. Doprawdy, gdyby ktoś spisał wszystkie klęski narodu rzymskiego od najdawniejszych czasów i zestawił je z tymi nieszczęściami, stwierdzić by musiał, że z ręki tego
jednego człowieka zginęło więcej istot niż we wszystkich minionych stuleciach. Również bez najmniejszych skrupułów dobierał się do cudzych pieniędzy, nigdy nie usiłując znaleźć żadnego pretekstu czy choćby pozoru prawa dla zagarnięcia tego, co do niego nie należało; kiedy zaś miał już pieniądze
w ręku, skłonny był je lekceważyć i z niezmierną rozrzutnością, bez żadnego powodu, rozdawać barbarzyńcom. Krótko mówiąc ani sam nie miał pieniędzy, ani nie mógł ich ścierpieć u nikogo innego, jak gdyby nie powodował się chciwością, lecz tylko zazdrościł majątku innym. Tak oto bez trudu zdołał wygnać z kraju Rzymian. [...]
Osiągnąwszy władzę cesarską Justynian natychmiast zdołał wszystko całkowicie pogmatwać. To bowiem, co dawniej było zabronione przez prawo, wprowadzał do konstytucji, a istniejące, przez zwyczaj uświęcone, instytucje obalał, i mogło się wydawać, że po to nosił szaty cesarskie, aby
wszystko przyoblec w nową szatę. Znosił istniejące urzędy, wprowadzał nowe, których dotąd nie było, i tak samo postępował ze zbiorami praw i rejestrami wojskowymi, nie z uwagi na sprawiedliwość czy dobro publiczne, lecz po to tylko, aby wszystko było po nowemu i nosiło jego imię. A jeśli nawet nie zdołał czegoś zmienić, to i tak obstawał przy nadaniu sprawie swego imienia. Mordu i grabieży nigdy nie był syty, lecz łupił niezliczone domostwa zamożnych obywateli i wciąż szukał nowych, po czym natychmiast rozdawał zrabowane pieniądze jakimś barbarzyńcom, lub trwonił je na niemądre budowle. A wymordowawszy może z dziesięć tysięcy niewinnych ludzi, natychmiast układał zdradzieckie plany na zgubę wielu innych. Rzymianie żyli wtedy z całym światem w pokoju, przeto nie wiedząc, jak nasycić swą żądzę krwi, szczuł jednych barbarzyńców przeciwko innym i bez żadnego powodu wezwawszy do siebie przywódców ludu Hunów ze zdumiewającą rozrzutnością ofiarował im wspaniałe dary, twierdząc, że jest to rękojmia przyjaźni; a robił to już podobno za panowania Justyna. Hunowie zaś, chociaż brali pieniądze, posłali swoich wodzów wraz z wojskiem, przykazując im najechać ziemie cesarskie, tak aby oni również mogli sprzedać pokój człowiekowi, który nie wiadomo dlaczego pragnął go kupić. Ci zaś natychmiast zaczęli zamieniać obywateli rzymskich w niewolników, a mimo to byli nadal na cesarskim żołdzie. Po nich przyszli inni i również łupili nieszczęśliwych Rzymian, a w nagrodę za ten najazd otrzymali hojne dary od cesarza. Tak więc niemal wszyscy po kolei najeżdżali i plądrowali kraj, nie zostawiając mu chwili wytchnienia. Barbarzyńcy ci bowiem mają liczne grupy przywódców, tak iż wojna, której początek dała bezmyślna rozrzutność, toczyła się w nieskończoność, jak gdyby kręcąc się wokół własnej osi. l nie było na rzymskiej ziemi takiego miejsca, szczytu górskiego czy pieczary, które by pozostały nie tknięte, a wiele miejscowości wpadało w ręce wroga więcej niż pięciokrotnie. Wszystko to jednak, a także i to, co się przydarzyło za sprawą Medów, Saracenów, Sklawenów, Antów i innych barbarzyńców, opowiadałem już w poprzednich księgach. Tu zaś, jak zapowiedziałem na samym początku tej księgi, muszę tylko opisać przyczyny tych zdarzeń. Tak więc Chosroesowi cesarz wypłacił ogromną ilość złota w zamian za pokój, a mimo to, upierając
się przy swoim zdaniu, bez żadnego powodu stał się główną przyczyną zerwania rozejmu, ponieważ zabiegał usilnie o przymierze z Alamundarusem i Hunami, którzy są sprzymierzeńcami Persów. O tym zresztą mówiłem już chyba dość wyraźnie w księgach poświęconych tym sprawom, l kiedy tak na
zgubę Rzymian pchał fakcjonistów do zbrodni i rozniecał pożogę wojenną po to jedynie, aby ziemia spłynęła ludzką krwią, a on sam mógł zagrabić jak najwięcej pieniędzy, postanowił dokonać jeszcze większej rzezi swoich poddanych. Istnieje wiele odrzuconych doktryn chrześcijańskich, które zwykło się nazywać herezjami. Są więc montaniści, sabatianie i rozmaici inni, którzy zwykli myśl ludzką wodzić na manowce. Wszystkim im Justynian kazał wyrzec się dawnej wiary, nieposłusznym grożąc różnymi karami, a zwłaszcza zapowiadając, że nie będą mogli przekazywać majątku dzieciom l krewnym. Świątynie owych heretyków", w szczególności tych, którzy wyznają poglądy Ariusza, pełne były niesłychanego wprost bogactwa. Ani Senat, ani inny najpotężniejszy nawet odłam narodu rzymskiego nie mógł równać się z tymi świątyniami pod względem majątku. Posiadały bowiem nieopisane i niezliczone skarby złota, srebra i drogich kamieni, domy i wioski, rozległe włości w różnych stronach świata i wszystko to, co uchodzi wśród ludzi za bogactwo. Nigdy bowiem nikt z panujących nie zakłócił im spokoju, l wiele osób, nawet spośród wyznających prawdziwą wiarę, czerpało stamtąd środki utrzymania, usprawiedliwirjąc się tym, że wykonują swój zawód. Przeto cesarz Justynian ogłosił, że majątek tych świątyń stanowi własność publiczną i niespodziewanie ogołocił je z całego bogactwa. Odtąd wiele osób straciło źródło utrzymania. Wszędzie wówczas kręcili się jacyś ludzie, zmuszając tych, których napotkali, do wyparcia się wiary przodków; lecz chłopi uważali to za bezbożność i postanowili stawić opór tym wysłannikom, l wtedy wielu padło z rąk żołnierzy, liczni zaś sami odebrali sobie życie w zabobonnej wierze, że jest to czynbardzo sprawiedliwy. Większość opuściła rodzinne strony i udała się na wygnanie, montaniści zaś, którzy mieszkali w Frygii, zamknęli się w swoich świątyniach, podpalili je i wraz z nimi spłonęli. l cały kraj pełen był trupów i wygnańców. Kiedy zaś wkrótce potem wydano podobne prawo przeciwko Samarytanom, powstało nieopisane zamieszanie w Palestynie, gdzie wszyscy mieszkańcy mojej rodzinnej Cezarei i innych okolic uznali, że nie byłoby rozsądnie narażać się na cierpienia w obronie jakichś bezsensownych dogmatów, zaczęli nazywać siebie chrześcijanami i dzięki temu wybiegowi zdołali uniknąć niebezpieczeństw związanych z tą ustawą. Ci z nich, którzy mieli odrobinę rozsądku i przyzwoitości, dochowywali wierności tej religii, większość jednak nie ukrywała oburzenia, że nie z własnej woli, lecz pod naciskiem prawa musi wyrzec się wiary ojców i natychmiast przyłączyła się do manichejczyków i tak zwanych politeistów. Rolnicy zaś zebrali się tłumnie i chwycili za broń przeciw cesarzowi, wybierając sobie własnego cesarza w osobie pewnego rozbójnika, niejakiego Juliana, syna Sabarosa. Przez pewien czas udawało im się stawić czoło wojsku, potem jednak ponieśli klęskę i wszyscy wraz z dowódcą zginęli. Mówią, że w walce tej poległo sto tysięcy ludzi, a
ziemia, od której nigdzie nie ma lepszej, od tej pory pozbawiona była rolników. Dla właścicieli ziemskich, którzy byli chrześcijanami, sprawa ta miała bardzo przykre następstwa, bo chociaż ziemia nie dawała im żadnych dochodów, musieli co roku płacić cesarzowi ogromne podatki, które były ściągane
bez żadnej litości. Następnie Justynian zaczął prześladować tak zwanych Greków, których poddawał torturom i pozbawiał majątku. Ale nawet ci spośród nich, którzy postanowili pozornie przejść na wiarę chrześcijańską, aby w ten sposób uniknąć chwilowych niebezpieczeństw, zostali później w większości schwytani, gdy składali ofiary i dopuszczali się innych bezbożnych czynów. To zaś, co spotkało chrześcijan, opiszę nieco dalej. Potem wydał prawo zabraniające pederastii, ale nie badał spraw, które zdarzały się po wydaniu tej ustawy, i zajmował się tylko ludźmi od dawna cierpiącymi na tę chorobę. Sprawy przeciwko nim toczyły się wbrew wszelkim przepisom, ponieważ bez żadnego oskarżenia wymierzano im kary, przyjmując jako wystarczający dowód winy słowo jednego mężczyzny lub chłopca, a czasem nawet niewolnika wbrew woli zmuszonego do zeznań przeciwko własnemu panu. Ludzie, których w ten sposób skazano, byli kastrowani i oprowa-dzano ich po ulicach miasta. Z początku kary tej nie wymierzano wszystkim, lecz tylko tym, którzy uchodzili za Zielonych lub bardzo bogatych albo przypadkiem narazili się parze tyranów. [...]
Oboje też bardzo niechętnie patrzyli na astrologów i dlatego urzędnik, który zajmował się tropieniem złodziejów, znęcał się nad tymi ludźmi niemiłosiernie, bił ich i obwoził po całym mieście na wielbłądach, chociaż byli to ludzie starzy i czcigodni, a on miał im to tylko do zarzucenia, że pragnęli w tym mieście uprawiać naukę o gwiazdach. Wszystko to było powodem, że ludzie tłumnie uciekali zarówno do barbarzyńców, jak i do daleko
mieszkających Rzymian. W całym kraju i w każdym mieście można było widzieć wielu obcych przybyszów, którzy pragnąc się ukryć dobrowolnie zamieniali rodzinne strony na cudze, jak gdyby ich własna ojczyzna wpadła w ręce wroga. W taki to sposób Justynian i Teodora grabili majątki tych ’wszystkich, z wyjątkiem członków Senatu, którzy czy to w Bizancjum, czy też w innych miastach uchodzili za ludzi bogatych. Jak zaś potrafili
obrać z pieniędzy także i senatorów, o tyrn za chwilę. [...]
Mówiłem już, jaki był w przyjaźni i nienawiści, na dowód przytaczając różne jego postępki. Jako wróg był niezłomny i niewzruszony, w przyjaźni bardzo niestały. Nieraz zabijał dawnych przyjaciół, nigdy jednak nie zaprzyjaźnił się z kimś, kogo przedtem nienawidził. Ludzi, których, zdawało się, dobrze
znał i bardzo lubił, po niedługim czasie zdradziecko wydawał na śmierć, aby w ten sposób przysłużyć się swej połowicy lub komu innemu, chociaż dobrze wiedział, że nieszczęśnicy gotowi byli skoczyć za niego w ogień. W niczym nie dotrzymywał wiary, z wyjątkiem okrucieństwa i chciwości, a żona, nie mogąc go przekonać do jakiejś sprawy, nieraz wysuwała jako argument nadzieje na duże korzyści i w ten sposób, nawet wbrew jego woli, potrafiła go poprowadzić tam, gdzie chciała. W imię niegodnych zysków gotów był ustanawiać i obalać prawa. Wyroki zaś wydawał nie w zgodzie z prawem, które sam ustanowił, lecz w zależności od tego, po której stronie dostrzegał obietnicę większych i wspanialszych korzyści. Nie uważał nawet za ujmę dopuszczać się na ludziach drobnych kradzieży i w ten sposób odbierać im mienie w tych przypadkach, kiedy nie mógł za jednym zamachem zabrać wszystkiego. Na przykład pod pretekstem fałszywego oskarżenia lub nie istniejącego testamentu. Zaiste, kiedy Justynian władał Rzymianami, nic już nie miało znaczenia; zaufanie do ludzi, wiara w Boga, wszelkie prawa, akty, umowy, wszystko to traciło moc. Kiedy ktoś z jego otoczenia, wysłany przez niego dla załatwienia jakiejś sprawy, zdołał zgładzić wielu z tych, których spotkał w drodze, i zrabował większe sumy pieniędzy, natychmiast zaczynał uchodzić
w oczach cesarza za bardzo godnego człowieka, który jak najdokładniej wypełnia wszystkie rozkazy. Jeśli natomiast okazywało się po powrocie, że taki wysłannik był litościwy dla ludzi, Justynian traktował go odtąd nieprzychylnie, nawet wrogo i uważając, że człowiek ów ma przestarzałe poglądy,
nigdy go już nie wzywał do pomocy. Nic dziwnego, iż wielu wychodziło ze skóry, aby mu udowodnić, że są łajdakami, chociaż bynajmniej nie byli tacy z natury. Niekiedy znowu zdarzało się, że chociaż wielokrotnie coś komuś przyrzekał i nawet obietnicę tę wzmocnił przysięgą czy odpowiednimi dokumentami, od razu rozmyślnie o wszystkim zapominał, uważając, że jest to postępek przynoszący zaszczyt. A postępował tak nie tylko z własnymi
poddanymi, lecz także często wobec wrogów. [...]
Po pierwsze, sam Justynian nie posiadał żadnych przymiotów władcy i bynajmniej się o nie nie troszczył, lecz przeciwnie, w mowie, ubiorze i sposobie myślenia wzorował się na barbarzyńcach. Kiedy chciał coś zarządzić na piśmie, wbrew zwyczajom nie powierzał sprawy urzędnikowi piastującemu godność kwestora, lecz mimo swej kiepskiej wymowy upierał się, aby to osobiście ogłosić przed wielką rzeszą słuchaczy, tak iż ludzie, których to zarządzenie krzywdziło, nie mieli na kogo się skarżyć. Tak zwanym a secretis nie powierzał bynajmniej swej tajnej korespondencji (chociaż w tym celu byli
od dawna zatrudniani), lecz niemal wszystko sam pisał, nawet kiedy chciał pouczyć sędziów rozjemczych w mieście, jakie mają zająć stanowisko. Nikomu bowiem w całym Cesarstwie nie pozwalał kierować się własnym sądem, lecz z wielką pewnością siebie i bezro-zumną samowolą decydował z góry
o wyroku na podstawie tego, co usłyszał od jednej ze stron, i nie wdając się w rozpatrywanie sprawy unieważniał wyroki w sprawach już rozstrzygniętych. Powodowało nim nie poczucie prawa czy troska o sprawiedliwość, tylko oczywista chęć zysku; cesarz nie wstydził się brać łapówki, gdyż jego nienasycona
chciwość odebrała mu wszelki wstyd. Często również zdarzało się, że sprawy rozpatrzone przez Senat i cesarza trafiały przed inny jeszcze,
ostateczny trybunał. Senat bowiem siedział jakby malowany, bez prawa głosu i wpływu na dobro sprawy, zwoływany jedynie dla formy, bo tak kazało starodawne prawo. Nikt z zebranych nie mógł się nawet odezwać, a cesarz i jego połowica przeważnie udawali, że mają różne poglądy na przedmiot
sporu; zwyciężał jednak pogląd, na który się przedtem oboje zgodzili. Kiedy zaś ktoś sądził, że mimo iż złamał prawo, zwycięstwo jego nie jest pewne, ofiarowywał cesarzowi taką czy inną sumę w złocie i natychmiast uzyskiwał ogłoszenie nowej ustawy, sprzecznej z dawniej obowiązującym prawem. Jeśli
z kolei ktoś inny powołał się na to prawo, cesarz bez skrupułów przywracał je i ożywiał, tak iż nic nigdy nie miało trwałej mocy, lecz szale sprawiedliwości wędrowały w dół i w górę, zależnie od tego, gdzie spoczywało więcej złota. Sprawiedliwość opuściła Pałac i zeszła na targowisko, i można tam było teraz kupić nie tylko sędziów, lecz i prawodawców. Tak zwani referendarii nie ograniczali się już do przedstawiania cesarzowi próśb obywateli, a następnie
zawiadamiania urzędników o jego decyzji w sprawie petenta, lecz zbierali od ludzi ich ,,złe sprawy" i najrozmaitszymi krętactwami i wybiegami oszukiwali Justynia-na, który z natury był łatwym łupem takich ludzi. Wyszedłszy zaś z Pałacu natychmiast zamykali gdzieś przeciwników tych, z którymi się przedtem zmówili, i bezkarnie wyduszali od bezbronnych tyle pieniędzy, na ile im przyszła ochota. Żołnierze zaś, którzy pełnili wartę w Pałacu, szli do sędziów rozjemczych siedzących w Portyku królewskim i siłą wymuszali wyroki. Zresztą prawie wszyscy wojskowi często w tym czasie opuszczali służbę i swobodnie chodzili tam, gdzie dawniej noga ich nigdy nie postała. Wszystko stało na głowie, nic nie miało nawet swojej nazwy, kraj przypominał królestwo bawiących się dzieci. Pominę jednak resztę, jak zapowiedziałem na początku tego rozdziału, a opowiem jedynie o człowieku, który pierwszy namówił cesarza do wzięcia łapówki za rozsądzenie sprawy.[...]
Że nie był on człowiekiem, lecz, o czym już mówiłem, demonem w ludzkim ciele, o tym niech świadczy rozmiar zła, jakie wyrządził ludzkości. Albowiem w ogromie czynów objawia się moc tego, który ich dokonał. Otóż nie sądzę, by jakikolwiek człowiek, a nawet sam Bóg, mógł podać dokładną liczbę ludzi, których Justynian zgubił; prędzej by chyba można zliczyć wszystkie ziarnka piasku niż ofiary tego cesarza. Ale biorąc pod uwagę rozmiar ziem ogołoconych z mieszkańców twierdzę, że zginęły dziesiątki milionów ofiar. Bo oto Libia, kraj bardzo rozległy, tak podupadła, że nawet w czasie długiej wędrówki trudno tam spotkać człowieka, a spotkanie takie jest czymś bardzo niezwykłym. Samych przecież Wandalów, którzy niedawno chwycili za broń, było osiemdziesiąt tysięcy, a któż zdoła zliczyć ich żony, dzieci i niewolników? l czy potrafi ktoś zrachować mrowie Libijczyków, którzy niegdyś mieszkali w miastach, uprawiali ziemię i pływali po morzach? Sam to wszystko widziałem na własne oczy. Więcej jeszcze było tam Maurów, a i oni wyginęli wraz z żonami i dziećmi. Wielu wreszcie rzymskich żołnierzy i tych, którzy poszli za nimi z Bizancjum, dziś gryzie ziemię. Jeśliby zatem ktoś twierdził, że w Libii zginęło pięć milionów ludzi, to, jak sądzę, jeszcze by nie przedstawił prawdziwego stanu rzeczy. A jest tak dlatego, że zaraz po klęsce Wandalów Justynian nie starał się umocnić władzy nad krajem i nie uczynił nic, aby przychylnością poddanych zapewnić opiekę nad jego bogactwami. Od razu natomiast odwołał Belizariusza, zarzucając mu, całkowicie niesłusznie, że zmierza do absolutnej władzy, aby móc potem zarządzać Libią według własnego uznania, doszczętnie ją zniszczyć i ograbić. Istotnie posłał tam natychmiast mierniczych, nałożył bardzo uciążliwe podatki, których przedtem nie było, i zajął co lepsze ziemie. Arianom zabronił odprawiać nabożeństwa, zalegał z wypłatą żołdu wojsku, a i w innych sprawach bardzo dał się we znaki żołnierzom. Wszystko to było przyczyną buntów, które zawsze kończyły się wielkim rozlewem krwi. Nigdy bowiem nie zadowalał się tym, co zastał, lecz wszystko musiał zamącić i pogmatwać. Italia zaś, co najmniej trzykrotnie większa od Libii, wyludniła się jeszcze bardziej, tak iż można będzie w przybliżeniu obliczyć, ilu ludzi zginęło zwłaszcza że pisałem już o przyczynach wydarzeń w tym kraju. Justynian popełnił tam zresztą wszystkie te same błędy co w Libii, a posławszy na dodatek tak zwanych logotetow, bardzo szybko doprowadził kraj do stanu zamętu i ruiny. Przed wojną z Gotami państwo rozciągało się od Galii do granic Dacji, gdzie leży miasto Sirmium, a kiedy armia rzymska przybyła do Italii, znaczna część Galii i ziemi Wenetów była w ręku Germanów; Sirmium wreszcie i okoliczne ziemie są w posiadaniu Gepidów. Wszystko to, krótko mówiąc, jest bezludną pustynią, gdyż jednych wygubiła wojna, innych choroby i głód, jej nieodłączni towarzysze. Odkąd zaś Justynian wstąpił na tron, Hunowie, Sklaweni i Antowie niemal co rok najeżdżali Mirię i całą Trację wszystko od Zatoki Jońskiej aż do samych przedmieść Bizancjum, wraz z Grecją i Chersonezem i w straszliwy sposób gnębili tamtejszą ludność. Przy każdym takim zagonie ponad dwieście tysięcy Rzymian musiało, jak sądzę, stracić życie lub pójść w niewolę, w wyniku czego cały ten kraj stał się istną scytyjską pustynią". Takie klęski sprowadziła wojna na Libię i Europę. A przez cały ten okres Rzymianie ze Wschodu, od Egiptu aż po granice Persji, byli nieustannie nękani przez Saracenów, którzy tak uporczywie wszystko niszczyli, że cały ten obszar był wkrótce niemal zupełnie bezludny i nikt, sądzę, nie zdoła nigdy obliczyć, ilu ludzi w ten sposób straciło życie. Persowie pod wodzą Chosroesa czterokrotnie wdzierali się na pozostałe tereny, obracali miasta w perzynę, a ich mieszkańców ł jeńców schwytanych w różnych okolicach zabijali lub uprowadzali ze sobą, tak iż wszędzie, gdzie przeszli, ziemia pustoszała, l odkąd wdarli się do Kolchidy, trwa nieustanna rzeź Kolchów, Łazów i Rzymian. A przecież ani Persom, ani Saracenom, Hunom, Sklawenom czy jakimkolwiek innym barbarzyńcom nie udało się nigdy ujść z rzymskiej ziemi bez szwanku. W czasie swych wypraw, zwłaszcza przy oblężeniach lub w bitwach, los im często nie sprzyjał i wielu ich ginęło. Bo nie tylko Rzymianie, lecz wraz z nimi wszyscy prawie barbarzyńcy doświadczyli na sobie skutków krwiożerczego usposobienia Justyniana. Taki Chosroes sam był co prawda łajdakiem, ale też Justynian dostarczał mu wszelkich możliwych powodów do wojny; nic bowiem nigdy nie robił we właściwej porze, lecz zawsze w nieodpowiednim momencie zabierał się do działania. Otóż w czasie pokoju czy zawieszenia broni podstępnie wynajdywał najrozmaitsze powody, aby zaatakować sąsiadów, natomiast w czasie wojny nagle tracił animusz, przez oszczędność zaniedbywał koniecznych przygotowań i zamiast poświęcać czas tym sprawom, obserwował niebo, oddawał się rozmyślaniom o Bogu i jego naturze i ani nie rezygnował z wojny (na co był zbyt krwiożerczy i podły), ani nie umiał pokonać wroga, ponieważ skąpstwo i małostkowość nie pozwalały mu zajmować się istotnie potrzebnymi rzeczami, l dlatego za jego panowania świat cały spłynął krwią zarówno Rzymian, jak i wszystkich niemal plemion barbarzyńskich. Tak to, w niewielu słowach, przedstawiały się sprawy wojenne w Cesarstwie Rzymskim. Kiedy jednak
pomyślę o tym, co się działo w Bizancjum i innych miastach w czasie walk między stronnictwami, to wydaje mi się, że liczba ofiar była tu nie mniejsza niż na polach bitwy. Nie istniała przecież żadna sprawiedliwość, nie było słusznej kary dla przestępców, jedno ze stronnictw cieszyło się łaską cesarską, a drugie bynajmniej nie siedziało cicho. Jedni czuli się pokrzywdzeni, drudzy nadmiernie pewni siebie, a zarówno ci, jak i tamci byli aż nazbyt skłonni do desperacji i szaleństwa. Niekiedy szli na siebie tłumnie, kiedy indziej ścierali się w małych grupkach, a nawet zasadzali się na pojedynczych ludzi, l tak przez trzydzieści dwa lata bez chwili przerwy niszczyli się nawzajem w najokrutniejszy sposób, a jednocześnie wielu z nich karały śmiercią władze miejskie; kary jednak spadały najczęściej na Zielonych. Dodać do tego trzeba prześladowania samarytan i tak zwanych heretyków, które pociągnęły za sobą niezliczone ofiary w całym Cesarstwie Rzymskim. O tym wszystkim wspominam tu jednak pokrótce, gdyż nieco wcześniej opisywałem to bardziej szczegółowo. Takie klęski spadły na ludzkość za rządów tego diabła w ludzkim ciele, a on, ponieważ został cesarzem, był ich wszystkich przyczyną.
Tych kilka fragmentów dobitnie pokazuje, że autorem Historii sekretnej raczej nie jest tenm sam człowiek, który w swoich poprzednich dziełach wychwalał i rzetelnie opisywał wojny prowadzone przez Justyniana. Niestety nasi współcześni historycy nie przyjmują tego do wiadomości, twierdząc, że oto nagle Prokopiusz przejrzał na oczy i napisał prawdę. Moim zdaniem to tylko paszkwil, zestawiający różne dane z dziejów, ale tłumaczący je w sposób zupełnie inny niż cała propaganda Biznacjum. Paszkiwl, który powstał pewnie po śmierci Justyniana, mający zdyskredytować całe Bizancjum w jego najbardziej doskonałej formie.
Ale polecam go przeczytać. Szczególnie, że czytając Historię sekretną ma się wrażenie, że właśnie ta księga byłą ulubioną księgą wszystkich rosyjskich władców od Iwana Groźnego (a co najmniej od Piotra I) aż po dzień dzisiejszy. Z niej biorą natchnienie i z niej właśnie uczą się sprawowania władzy. I czytają ją bez zrozumienia, że jest to tylko paszkwil na Justyniana i Belizariusza, dlatego wiele z zapisanych tam przejaskrawionych pomysłów wprowadzają w życie wprost.
tagi: historia rosja bizancjum antyk paszkwil prokopiusz z cezarei
![]() |
Pioter |
10 listopada 2024 08:56 |
Komentarze:
![]() |
Matka-Scypiona @Pioter |
10 listopada 2024 11:03 |
Jeśli to paszkwil, to doskonale napisany. Justynian ze swoją połowica to dwa potwory a świetny wódz Belizariusz, liżący stopy swojej żony okazuje się człowiekiem zasługującym tylko na pogardę.
Co do tych 2 frakcji, czyli Blekitnych i Zielonych, to ich rywalizacja doprowadziła do powstania Nika. Jednak przyczyną był potworny fiskalizm cesarza. Zginęło 30 tys ludzi. A może to nie był paszkwil....
![]() |
Pioter @Matka-Scypiona 10 listopada 2024 11:03 |
10 listopada 2024 12:03 |
Prokopiusz pisał na księgi zlecenie cesarza Justyniania oraz Belizariusza. A ten dokument jest napisany z zupełnie innej perspektywy. Tego nie da się pogodzić z jego wcześniejszym stylem. Całość napisana jest w ten sposób, aby zdyskredytować dokonania Belizariusza i Justyniana. A skoro nie można było ich zdyskredytować jako polityków i wojskowych, to dyskredytowano w inny sposób - poprzez odsądzanie od czci kobiet z którymi się związali. Dokładnie w ten sam sposób chciano zdyskredytować Klaudiusza poprzez odsądzenie od czci jego małżonki Mesaliny, czy znacznie później poprzez dorabianie
Sama Historia sekretna została odnaleziona dopiero w X wieku w Konstantynopolu, z adnotacją, że nie była nigdy publikowana. A później (1623) znaleziono kolejny egzemplarz w Bibliotece Watykańskiej, i natychmiast wydano ją drukiem. Co ciekawe w tym samym roku Maksymilian I przekazał do Watykanu zbiory biblioteki w Heidelbergu.
Dlatego twierdzę, że to paszkwil na Justyniania i Belizariusza.
![]() |
ewa-rembikowska @Pioter |
10 listopada 2024 13:26 |
Czy obecny minister sprawiedliwości czytał tę księgę, czy po prostu natura ludzka nie zmieniła się przez wieki?
![]() |
Pioter @ewa-rembikowska 10 listopada 2024 13:26 |
10 listopada 2024 14:22 |
Natura ludzka się nie zmienia. Ale wybityne jednostki zawsze czerpią z czegoś wzorce.
![]() |
ewa-rembikowska @Pioter 10 listopada 2024 14:22 |
10 listopada 2024 14:38 |
Paszkwil jest świetny. Divide et impera. W sumie jest taką sztancą, którą można by przyłożyć do różnych sytuacji w różnych państwach i w różnych okresach historycznych. Tylko imiona pozmieniać.
![]() |
Paris @ewa-rembikowska 10 listopada 2024 14:38 |
10 listopada 2024 14:56 |
100/100 !!!
Choc tego obecnego SLUPA i PLATNEGO PACHOLA o taka ,,nonszalancje,, w postepowaniu nawet nie podejrzewam,... TOTO bowiem zredukowane zostalo do wykonywania BEZROZUMNYCH polecen.
![]() |
OjciecDyrektor @Pioter |
10 listopada 2024 16:18 |
To zostało na bank napisane po śmierci Justyniana i chyba tak ze 100 lat po, bo używa w ksiedze nazwy "Saraceni". Saraceni to byli dopiero od ok. 630, czyli 70 lat po śmierci Justyniana.
No i w ogóle nie wdpomina o dżumie. Fakt, że nie była tak mordercza, jak to piszą (czyli zamiast 50% śmiertelnosci była zapewne nie więcej niż 15-20%).
Nie wiem też jak pogodzic ten opis z Codex Iuris Canonici, który nadał Kościołowi właśnie Justynian.
To że Justynian fałszował ksiegi i czyscił biblioteki, aby po Wandalach nie pozostał żaden pozytywny ślad, nie oznacza, że był aż takim idiotą-samobójcą. Zresztą gdyby taki był, to cała akcja fałszowania archiwów na masową skalę nie udałaby aię tak perfekcyjnie.
No i nie wierzę w te "najazdy" Sklawenów, czyli Słowian. Bo to byli najemnicy wysłani do Europy Srodkowej właśnie przez Bizancjum. Autor księgi po prostu przedobrzył i za dużo niedorzeczności napisał. A szkoda, bo chętnie bym poczytał o powstaniu ludności wandalskiej w Libii - jesli faktycznie była.
Ciekawe, że słowa danego Gelimerowi-zdrajcy Wandalów, jakoś nie złamał i Gelimer żył sobie długo i spokojnie na cesarskiej rencie.
Tak więc to 100% paszkwil napisany gdzieś w latach 650-700.
A ci "Hunowie" to wg opisu Awarowie. Czyli nawet w tym względzie chłop się pomylił.
![]() |
Pioter @OjciecDyrektor 10 listopada 2024 16:18 |
10 listopada 2024 16:31 |
Były powstania Wandalskie w Afryce i ich pacyfikacja późniejsza. Większość ludzi wtedy uszła w góry i dziś noszą nazwę Berberów.
Mimo tego, że to paszkwil, to i tak podaje kilka ciekawych faktów, które należałoby zweryfikować w innych źródłach. I nie skupiać się wogóle na przygodach łóżkowych, ani na walki o praworządność za Justyniana. Ale tym akurat nasza akademia się nie zajmnie. Po to właśnie tam zamieszczono tyle sensacji, aby ważna informacja została przeoczona. A ja znalazłem na szybko aż dwie takie ciekawostki.
Pierwsza taka informacja, to opanowanie partii działającej w Bizancjum przez jedno z europejskich mocarstw (Wenedów). Inna to ociekające złotem kościoły arian.
![]() |
OjciecDyrektor @Pioter 10 listopada 2024 16:31 |
10 listopada 2024 17:11 |
Z tymi Saracenami to ciekaea historia. Pierwotnie tak nazywali Rzymianie ludy, ktorym trudno było narzucić płacenie podatków...:)
Ja bym aię zastanowił PO CO ten paszkwil został napisany. Skoro "odnalazł się" w Konstantynopolu i to dopiero w Xw., to należy uznać, że w tym wirku powstał i właśnie w stolicy Bizancjum. Gdyby powstał gdzieś 8ndziej, to ja bsnk zostałby opublikowany. A tu mamy adnotację, że n8e był nigdy publikowany.
Mam wrażenie, że kancelaria basyleusa sama tworzyła takie paszkwile na różne okazje, czasy i okolicxności. I jeśli byly sprzyjajace dla Bizancjum, to "szły do druku". Xw. to był bardzo dynamiczny i bardzo zmienny wiek. Podejrzewam, że spreparowano go, aby podpuścić, połechtać papieża, bo w IXw była oficjalna schizma Focjusza.
No ale fakt, że patę "kąsków" zostawili i nam...:). Walki kibiców to zaesze były walki partyjne, dlatego jie wchodzę w sport taki jak piłka nożna. Bo na końcu skończy się jako zwolennik Zielonych lub tych Błękitnych/Niebieskich. A jak widać z tekstu i ci "spokojni" Błękitni hyli szlachtowani przez "mniej spokojnych" Błękitnych.
Te pasus o wypchanych złotem świątyń hetetyków rozumiem tak, że to byla konsekwencja zakazu dziedziczenia po hetetykach. Tym samym heretycy jeszcze za życia cxybi donacje z całego swego majątku na rzecz religijnej organizacji. Z tekstu wynika też, że Justynian spodziewał się tego i czekał spokojnie, aż świątynie wypchsne zostaną złotem po sufit. Przypomina mi to współczesną sytuację fundacji. One też zostaną okradzione tj. pardon - zostanie ustanowiony zarząd komisaryczny dla bogatych fundacji (zreszta już jest zaskoczenie po stronie bogatych biznesmenow, którzy założyli tzw. fundacje rodzinne - właśnie się dowiedzieli niedawno, że będą podlegać jakiemuś opodatkowaniu, o cxym wcześniej nie było mowy)
.
![]() |
OjciecDyrektor @OjciecDyrektor 10 listopada 2024 17:11 |
10 listopada 2024 17:15 |
cxybi - czynili
patę = parę
hetetyk = heretyk
ja bsnk = na bank
![]() |
jan-niezbendny @Pioter 10 listopada 2024 16:31 |
11 listopada 2024 11:53 |
A propos jednej z tych dwóch przeoczonych dotąd ciekawostek.
Co Prokopiusz miał na myśli, pisząc o "Wenetach, czyli Niebieskich (kyaneoi), wyjaśnia poniekąd on sam w II księdze "Historii wojen", opisując poczynania Choroesa w zdobytej Apamei: "On sam również się tam [tj. na hipodrom] udał, pragnąc być widzem zawodów. A ponieważ już dawno słyszał, że cesarz Justynian wyjątkowo lubi kolor wenecki, to jest niebieski , chcąc wystąpić przeciwko niemu także tam, pragnął doprowadzić do zwycięstwa Zielonych".
Kolor wenecki tyle ma wspólnego z Wenetami (adriatyckimi), co bordowy z Bordeaux. To znaczy, etymologicznie ma, ale to po prostu określenie pewnej odmiany koloru. Nazwy kolorów w dawnej grece to w ogóle odrębna historia. Nawet ci Zieloni też w oryginale nie są po prostu "zieloni", o czym za chwilę.
O co chodzi w tej symbolice barw stropnnictw cyrkowych, wyjaśnia współczesny Prokopiuszowi Jan Lydos w częściowo zachowanym dziele "O miesiącach".
"Jedni to roussatoi, czyli "czerwoni" (erythroi), kolejni albatoi, czyli "biali" (leukoi), kolejni birides [virides], czyli "kwitnący" (antheroi), ale teraz nazywają ich "zielonymi" (prasinoi). Roussati uważają się za należących do Aresa, "biali" do Zeusa, a "kwitnący" do Afrodyty. Później dołączyli tak zwani w miejscowym jezyku benetoi od Henetów [=Wenetów] znad Adriatyku, którzy noszą ubrania w tym kolorze. Ale Rzymianie nazywają beneton kolor, który my zwiemy "niebieskozielonym" (kalaïnon). [...] i ten czwarty, niedawno dodany, [jest poświęcony] Kronosowi lub Posejdonowi, ponieważ głęboki błękit jest przypisywany obu".
Natomiast "zieloni", to właściwie nie zieloni, tylko prasinoi. Czyli "koloru pora" - warzywa, którego pełna nazwa brzmi "czosnek por" (Allium porrum). Może to nie przypadek? ;)
![]() |
Pioter @jan-niezbendny 11 listopada 2024 11:53 |
11 listopada 2024 12:06 |
Dziękuję za wyjaśnienie.
A więc Wenedowie uprawiali urzet na ogromną skalę ;). W sumie można się było tego spodziewać.