Dlaczego Melkarta uczyniono bogiem
Trafiłem w końcu na Dzieje Fenicji Sanchuniathona. To znaczy na tłumacznie greckie tego utworu dokonane przez Filona z Byblos, oraz na późniejsze tłumaczenie tego tekstu na łacinę. Całość została wydana w 1836 w Hanowerze.
Nie będę się znęcać nad naszą akademią, że całkowicie pomija takie prace i nie dokunuje tłumaczeń i opracowań takich dzieł. Pokaże za to coś, co wyszło mi z tłumaczenia greki na nasze:
Melikarthos i Isroas byli braćmi, synami Demarousa. Walcząc z Gigantami, zdobyli wielką zdobycz. Melikarthos, widząc wśród licznych jeńców piękną dziewicę, Deisonę, ogarnął straszliwą namiętnością. Isroas nie chciał jej oddać, ale Melikarthos poprosił, aby dziewica mogła sama zdecydować, którego z nich chce. Deisona wybrała Melikarthosa, ponieważ był przystojny, podczas gdy Isroas był szkaradny i zniekształcony.
Melikarthos rozsławił swoją żonę pieśniami. Te pieśni Tyryjczycy śpiewają do dziś w dniu poprzedzającym święto Melikarthosa.
Gdy Isroas obległ dom, by zabrać Deisonę, Melikarthos zwrócił się do niego w ten sposób:
„Jastrząb zabija jastrzębia, ale w górach cedr powala cedr, który upada. Dlaczego pragniesz waśni, Isroasie? Dlaczego pragniesz wojny z bratem? Wiesz, że jestem mężny. Chciałbym spotkać cię w walce najmniej ze wszystkich. Jesteśmy dwoma potokami, bracie, wypływającymi z tej samej doliny. Dlaczego więc pragniesz waśni? Dlaczego ze mną, Isroasie?”
Tamten jednak nie odpowiedział, lecz wystrzelił strzały i przeszył Deisonę. Widząc ją upadającą, Melikarthos pospieszył do niej, ale znalazł ją już martwą. Opłakując dziewczynę przez trzy dni, wsiadł na statki, które otrzymał od Kabejrów. Wielu towarzyszyło mu w podróży.
Zeszli więc do morza, wsiedli na statek i odpłynęli do Kittionu. Tym, którzy zamieszkiwali to miejsce i byli oblegani przez mieszkańców gór, pomógł, pokonując i zabijając tylu oblegających, ilu zdołał. Słysząc to, inni również zeszli, przestraszeni, i zawarli pokój. Nie chcieli jednak pozwolić Melikarthosowi odejść, lecz mianowali go królem.
On jednak nie przyjął królestwa, lecz odpłynął i przybył na wybrzeże naprzeciw wyspy. W tym miejscu bowiem mieszkał jego wuj, Iuros, w zatoce o głębokości pięciu orgyii. Płynąc więc, Melikarthos zobaczył starca siedzącego w zacienionym miejscu. Iuros, mając zepsuty wzrok, nie zauważył zbliżającego się. Melikarthos, rozpoznawszy go, choć był starcem (bo nie rozmawiał z nim od dawna), objął go i całując w usta, rzekł: »Niechaj twoje życie będzie jak najdłuższe!«
Iuros, nie rozpoznawszy go początkowo, rzekł: »Głos jest mi znajomy, ale powiedz mi swoją ojczyznę i ród, abym cię rozpoznał. Będąc ślepy, nie mogę cię zobaczyć.« Wtedy tamten odpowiedział: »Jestem Melikarthos, syn twojego brata.« Wówczas łzy spłynęły po policzkach starca.
W tym miejscu Melikarthos spędził wiele dni w spokoju, ponieważ morze było wzburzone i panowała wielka burza. W międzyczasie Iuros zachorował i będąc już bliski śmierci, rzekł: »Słuchaj więc, Melikarthosie, mojej ostatniej woli. Ty, mój drogi, jesteś mężny i śmiały, dlatego twoje imię będzie sławne. Pokonasz nieznane morze i zobaczysz krańce ziemi jako pierwszy ze wszystkich, i będziesz taki, jakiego uczynią Kronos i inni, równy im«.
Mówiąc to, Iuros zmarł. Po wykonaniu należnych rytuałów żałobnych, Melikarthos przez trzy dni pogrążony był w smutku. Czwartego dnia wstał, wykąpał się i wziąwszy swój miecz, rzekł: »Wsiadajmy, mężowie, na statek, by płynąć na zachód, do krańców ziemi, zgodnie ze słowami Iurosa«
Wsiedli więc na statek i wypłynęli. Jednak po wielu dniach, gdy nastała wielka burza, zostali zagnani przez wiatry do piaszczystej zatoki. Niektórzy zginęli w tym miejscu, ale większość uratowała się, docierając na wybrzeże.
W tym miejscu nie było żadnego materiału do budowy statków. Z powodu wielu burz i tego, że morze w tamtym rejonie było wyjątkowo niebezpieczne z powodu grzbietów skalnych i raf, postanowili kontynuować podróż lądem, dopóki nie znajdą odpowiedniego drewna i bezpiecznej przystani.
Idąc naprzód, dotarli do podnóża góry zwanej Libanem w Ersifonii. Możliwe było podróżowanie wzdłuż morza. Kiedy Melikarthos usłyszał, że szczyty góry są święte i zamieszkane przez bogów, wysłał swoich towarzyszy przodem, aby szli wzdłuż morza, a sam wszedł na górę, aby złożyć ofiary i oddać cześć.
Pozostał na górze przez czterdzieści dni. Zszedłszy na zachodnie zbocza kraju, odnalazł pozostałych przy wielkiej rzece, którzy już zbudowali statek po drugiej stronie rzeki. Ta góra była bardzo wysoka i niedostępna; nikt nigdy wcześniej jej nie przekroczył, z wyjątkiem Melikarthosa. Było tam bowiem wiele dużych smoków w jeziorach, a u podnóża demony leśne. Środek góry był pokryty chmurami, a ponad chmurami szczyty zawsze były zaśnieżone. Tam mieszkali bogowie, i nikt nie miał do nich dostępu, chyba że był najczystszy.
Rzeka była odległa o pięć dni drogi. Opuściwszy rzekę, przybyli na wyspę, gdzie znajdowało się wiele pastwisk dla bydła. Wyszli ze statku, aby je zabrać, ponieważ brakowało im zapasów. Kiedy pasterz Obibakros chciał im przeszkodzić w zabieraniu bydła, Melikarthos go przegonił. Wtedy zabrali tyle bydła, ile potrzebowali.
Człowiek ten z daleka ich strofował. Ci zaś wokół Melikarthosa, nie rozumiejąc barbarzyńskiego języka i jego jąkania, śmiali się i naśladując jego mowę, wiele mu dokuczali. Odpłynąwszy na pobliską wyspę, po raz drugi rozbili się. Wszyscy jednak, płynąc, uratowali się na wybrzeżu.
Żywili się obfitością skorupiaków i ryb z zatoki. Kiedy Melikarthos był słaby, nikt nie ośmielał się wejść do lasu na polowanie z powodu jakiegoś przenikliwego dźwięku w lesie, przypominającego ryk straszliwej bestii.
Melikarthos, odzyskawszy siły, sam wszedł na górę. Ci, którzy byli z nim, bardzo się bali i nie chcieli iść za nim. Wszedł więc sam, przeszedł przez las i zobaczył piękną kobietę, która zapadała w sen. Dziewica obudziła się i wezwała go do siebie. Melikarthos podszedł, ale zdumiał się, widząc jej wężowe nogi. Mimo to podszedł bez lęku, aby wysłuchać jej woli.
Ona rzekła: »Jestem Leiathana, służebnica królowej, wyrzucona na tę wyspę przez Masisabasa. Chodźmy więc do niej«. Podążając za służebnicą, zobaczył królową w dużej jaskini. Wszystkie jej służebnice były podobne do pierwszej, z nogami.
Leiathana rzekła: »Widziałam cię już wcześniej, jesteś człowiekiem dobrym i mężnym, i weźmiesz pomstę za mnie na Masisabasie, który wypędził mnie z ojczyzny i zmusił mnie zaklęciami, bym tu pozostała. Wypływając z tej wyspy i zabijając go, zdobędziesz piękne i wielkie bogactwa w jego domu. Króluje on w Tartessos, na krańcach ziemi«. Następnie wzięła szkatułkę i podając ją Melikarthosowi, rzekła: »Jest w niej pewna śmiertelna trucizna, której używając jako trucizny do strzał, szybko go ustrzelisz«.”
„Po tym Melikarthos zszedł do swoich towarzyszy przez las, który był przepełniony smokami, wężami i żmijami, zamieszkującymi tę krainę. Sam Taaútos i Fenicjanie oraz Egipcjanie, którzy byli z nim, ubóstwiali naturę Smoka i węży, bowiem jest to stworzenie najbardziej duchowe spośród wszystkich gadów i ogniste; przez niego zostało przekazane, stąd jego niezrównana szybkość, którą przejawia przez ducha, bez nóg, rąk ani żadnych innych zewnętrznych części, z których inne zwierzęta wykonują ruchy. Tworzy różnorodne kształty i ma spiralne ruchy w swoim biegu, gdziekolwiek zechce. Jest też najdłużej żyjącym, nie tylko odnawiając się z wiekiem poprzez zrzucanie skóry, ale także zdolnym do większego wzrostu, i gdy osiągnie określony wymiar, pożera samego siebie, jak to sam Taaútos umieścił w świętych pismach.
Melikarthos więc, zszedłszy do swoich towarzyszy, rzekł: »Widziałem Leiathanę, królową, i jej służebnice, mające dwie wężowe nogi, a ich wygląd był przerażający. Masisabas, król Tartessos, wyrzucił Leiathanę na tę wyspę, a ona nie może stąd uciec. Nakazała nam walczyć o nią z tym człowiekiem«.
Ci zaś, usłyszawszy to, byli niezmiernie zdumieni i przygotowując statek, wypłynęli. Po wielu dniach żeglugi na zachód, zobaczyli wieżę położoną w głębi lądu. Byli już wtedy w Tartessos, a wieża należała do Masisabasa.
Ten, widząc statek i ludzi na nim, zszedł, jakby miał z nimi walczyć. Był większy od samego Melikarthosa o całą głowę, a jego uzbrojenie było wspaniałe; ciało zaś było silne i zwinne. Melikarthos, spotykając go, wziął łuk od królowej i naciągnął go, ale łuk, naciągnięty zbyt mocno, pękł. Wtedy Melikarthos, będąc w największej rozterce, podszedł i rzucił włócznią w Masisabasa, raniąc go. Włócznia wbiła się w drzewo, tak że nie mógł jej wyjąć. Podszedłszy do niego, odciął mu głowę.
Potem, wchodząc do wieży Masisabasa, znaleźli wiele bogactw: dużo bryłek złota w naczyniach, wiele też złotych przedmiotów i sztabę złota o długości pięciu stóp. Obfitość srebra była trudna do wyobrażenia. Wszystko to załadowali na statek.
Mieszkańcy okolicy przyszli zobaczyć i oddać cześć temu, który pokonał Masisabasa, którego wszyscy uważali za niezwyciężonego. Oni również przynieśli dużo srebra. Od nich dowiedzieli się, że morze wkrótce się uspokoi, i że niedaleko znajduje się przejście, przez które, płynąc, wpłyną na Ocean. Szybko więc zbliżyli się do przejścia. Było już późno, dlatego postanowili wysiąść następnego dnia.
Mieszkańcy tego miejsca, widząc głowę Masisabasa wiszącą na dziobie statku, którego wszyscy uważali za niezwyciężonego, chwalili odwagę i nieustraszoność Melikarthosa. Chętnie przyjęli go, gdy wysiadł. W ten sposób Melikarthos dotarł na krańce ziemi, przed wszystkimi Sydończykami i Tyryjczykami.
Ludzie przybyli tam byli zdumieni wszystkim, zwłaszcza statkiem, ubiorem i sprzętem. Nie mieli oni bowiem tak dużych statków, a sami byli ubrani nie w szaty, lecz w skóry zwierząt. Ich życie polegało na polowaniu i rybołówstwie, a nie znali tkactwa ani innych rzemiosł. Ich narzędzia były naturalne i prymitywne.
Melikarthos, dokonawszy takich czynów, został pochłonięty i stał się bogiem. Ci zaś, którzy byli z nim, również stali się bogami, choć mniejszymi.
Były też dwie góry w przejściu, a na każdej z nich postawił stelę, które można zobaczyć do dziś, noszące imię od Melikarthosa. Miejscowi zaś zbudowali mu akropol i miasto, a w nim świątynię. Wiele też innych świątyń zbudowali bogu Melikarthosowi w całej krainie, ale ta w mieście była największa. Posągi zaś były wykonane z czystego srebra, ponieważ w tym czasie w Tartessos panowała obfitość srebra, tak że nawet naczynia codziennego użytku były srebrne.
Pewnego razu, gdy wyszedł sam na polowanie, Melikarthos nie był już widziany przez nikogo, ani też nigdy nie znaleziono jego grobu. Wówczas postanowiono wysłać tych, którzy byli z nim, aby ogłosili w ojczyźnie, co się wydarzyło. Wybrano do tego celu tych, którzy byli nieżonaci, ponieważ inni poślubili kobiety z miejscowej ludności.
Ci zaś, po wielu niebezpieczeństwach, w końcu powrócili do ojczyzny. W miejscu, gdzie Melikarthos wsiadł na statek, zbudowano świątynię Isroasowi, która istnieje do dziś w starym mieście Tyryjczyków. Miasto to zostało zbudowane później. Boga zaś przedstawiono w srebrnym posągu, o kształcie większym niż ludzki.
tagi: fenicja mitologia antyk melkart
![]() |
Pioter |
26 czerwca 2025 11:40 |
Komentarze:
![]() |
Magazynier @Pioter |
26 czerwca 2025 13:55 |
Cała masa szczegółów i kamuflaży domagających się interpretacji. Oprócz tego podpowiedź skąd się wziął arianizm. Według Ariusza albowiem Chrystus jako szlachetnie urodzony i szlachetny dostąpił "przebóstwienia/pochłonięcia" w nagrodę za zasługi.
![]() |
Pioter @Magazynier 26 czerwca 2025 13:55 |
26 czerwca 2025 14:02 |
Najprościej powiedzieć to Melkarta Fenicjanie ubóstwili za to, że otwarł im drogę na Atlantyk.
Ale fakt. Cała ta historia Fenicji ma ogrom szczegółów. A jednocześnie jest dość jednoznaczna w swojej wymowie. Pewnie dlatego nikt nawet nie próbuje się za nią zabrać.
![]() |
Magazynier @Pioter 26 czerwca 2025 14:02 |
26 czerwca 2025 14:16 |
Nie próbuje, bo ktosie nadal czuwają nad dalszymi losami arianizmu.
![]() |
Magazynier @matthias 26 czerwca 2025 14:12 |
26 czerwca 2025 14:17 |
Magon dopłynął na północ. Ale też niezła historia. Za interwencję w losy dynastii izraelskiej powinni go ubóstwić. Powinien zostać "pochłonięty".
![]() |
matthias @Magazynier 26 czerwca 2025 14:17 |
26 czerwca 2025 14:30 |
Ale klimat jest
![]() |
Pioter @matthias 26 czerwca 2025 14:12 |
26 czerwca 2025 14:37 |
One są napisane właśnie na tej podstawie
![]() |
OjciecDyrektor @Pioter |
26 czerwca 2025 22:02 |
Zauważ, że ta cała pani 9 wężowych nogach to taka "siostra" lub nawet zdrka zniekształcona wersja azyeckiego monsttum żeńskiego, co całe fillciało miało pokryte wężami.
Do tego zaklęcia to nic innego, jak czarny PR - gdy idzie o trzymaniu wrogów w ryzach, lub biały PR, gdy chodzi o chęć wymuszeniacposłuszeństwa drogą perswazji.
Czyli skuteczną odpowiedzią na czarny PR jest zawsze odcięcie głowy oszczercy.
Melkart był 40 dni na górze zamieszkanej przez bogów. Toż to alegoria negocjacji i ustalania warunków współpracy. A zatem wszystkie jego sukcesy i trwałe zdobycze były wspomagane przez tych bogów.
Swoją drogą widać dużą inflację bogów. Co oznacza jakąś totalną, ostrą walkę o szlaki handlowe w owym czasie. I zwyczajnie bogowie nieskuteczni trafiali do izolatki lub tracili głowy. Do tego łatwo było awansować do kasyy bogów jednostkom bezwzględnym i skutecznym. Zauważ, że Melkart nie odważył się walczyć ze swoim bratem - czyli wiedział, że nawet ewentualna wygrana będxie pyrrusowym zwycięstem, bo był przybyszem. Myślę, że brat Melkarta wspomagał go potem, bo w końcu ta świątynia jego imienia musiała mueć jakąś przyczynę. Czyli Melkart po negocjacjach z bogami wysłał ludzi do swego brata z ofertą.
Wg mnie ta historia to nie tylko mit założycielski Tyru, ale także dzieło wykorzystywane w propagandzie - czyli jak mają zachowywać się Fenicjanie, gdy poróżnią się w interesach ze swoim ziomkiem. Chodziło więc o takie uformowanie postaw, które sprzyjały ekspansji. Bez takiej postawy Melkarta nigdy by nie dostał oferty zdobycia kontroli nad cieśń. Gibraltarską. Czyli fenicki podbój opierał się na wykorzystywabiu trudnej sytuacji upadłych lokalnych bogów
![]() |
MarekBielany @OjciecDyrektor 26 czerwca 2025 22:02 |
26 czerwca 2025 23:23 |
Czy to jest psychologia stosowana ?
![]() |
Pioter @OjciecDyrektor 26 czerwca 2025 22:02 |
27 czerwca 2025 03:33 |
Nie wiem czy Masisabas panujący nad Gibraltarem był tylko lokalnym bogiem. Melkart wyruszył w drogę będąc wybranym przez Deisonę z Gigantów (Indii), która, niby będąc zdobyczą wojenną, właściwie doknała wyboru pomiędzy braćmi. Wygląda to więc tak, że to Indiom potrzebny był wówczas szlak na Altantyk.
![]() |
Magazynier @OjciecDyrektor 26 czerwca 2025 22:02 |
27 czerwca 2025 16:22 |
Ciekawe jest to określenie "pochłonięty". Skojarzenie z "pochłonięty przez piekło", tak jak strawiony przez ogień ofiarny ku czci Molocha.
![]() |
Magazynier @Pioter 27 czerwca 2025 03:33 |
27 czerwca 2025 16:25 |
Czy potrafisz umieścić tę historię na osi czasu? I czy to nie jest okres przed ostatecznym zatopieniem wyżyny czarnomorskiej?
![]() |
Pioter @Magazynier 27 czerwca 2025 16:25 |
27 czerwca 2025 17:41 |
Trudno będzie, ale wydaje mi się, że gdzieś w okolicy 2500 pne. Na razie próbuję całość tych ksiąg ogarnąć i może przy tym uda się do tego dojść.
Ta Historia Sanchunationa spisana ok 800 pne, to jest coś na podstawie czego powstawały greckie mity. Ale wersja grecka została spisana przez Filona w I w ne i jest mocno nacechowana greckimi wrtąceniami. Niby pokrywa się w wielu częściach z tekstami z Ugarit, z tym, że Ugarit a Tyr to zupełnie inne bajki.
![]() |
Pioter @Magazynier 27 czerwca 2025 16:22 |
27 czerwca 2025 17:43 |
To pewnie to samo, co się stało z Romulusem. Towarzysze mieli go już tak dość, że po cichu się go pozbyli, a reszcie wmówili, że dostąpił pochłonięcia i ubóstwienia.
![]() |
Magazynier @Pioter 27 czerwca 2025 17:43 |
27 czerwca 2025 21:01 |
No tak. W końcu co drugi to był taki sukin kot jakich mało. Tak samo było ze Śri Kriszną. Po bratobójczej masakrze, do której sprowokował własny klan Yadavów, uciekł do lasu. A tam go ustrzelił jakiś zleceniobiorca, podawany do wierzenia jako zbłąkany myśliwy, który niby pomylił jego nogę z nogą jelenia.
![]() |
Magazynier @Pioter 27 czerwca 2025 17:41 |
27 czerwca 2025 21:03 |
Jeżeli 2500 to znaczy że depresja czarnomorska jeszcze była. I Deisona mogła być stamtąd. Giganci pochodzili z wyżyny czarnomorskiej.
![]() |
Pioter @Magazynier 27 czerwca 2025 21:03 |
28 czerwca 2025 04:14 |
Moim zdaniem raczej z Harappy
![]() |
Magazynier @Pioter 28 czerwca 2025 04:14 |
28 czerwca 2025 12:34 |
Tam byli. Ale przybyli skądś. Wg bł Emmerich z pierwszego centrum demonolatrii, z wyżyny czarnomorskiej. Może w III tyś. pne ich tam już nie było. No to wtedy faktycznie z Harappy.