Artysta czy mecenas - czyli prawo autorskie w antycznym Rzymie
Czym jest prawo autorskie?
Tak w zasadzie jest to tylko przywilej pozwalający na podpisanie się własnym imieniem przez twórcę, niezależnie od intencji zleceniodawcy. Tylko tyle. Reszta to już tylko późniejsze interpretacje.
A jak Państwo myślicie, od kiedy możemy mówić o ochronie prawa autorskiego? Jeśli spojrzymy do wikipedii (polskiej) to wyśletli nam się data 1886, kiedy to w Bernie przedstawiciele kilku państw, na wniosek Wiktora Hugo, podpisali Konwencję o ochronie dzieł literackich i artystycznych.
No dobrze, wiemy oczywiście, że jest do ściema, bowiem skoro nikt przez tą datą nie podpisywał swoich dzieł to skąd wiemy, że taki da Vinci cokolwiek namalował?
Gdy zmienimy tekst na angielski, to dowiemy się, że koncepcja prawa autorskiego jest związana z rozwojem technik drukarskich i możliwością łatwego kopiowania wszystkiego co wpadnie w ręce drukarzowi.
Czyli mamy w tym przypadku (jak i w powyższym) do czynienia wcale nie z ochroną prawa autora do podpisania swojego dzieła, a z ochroną wynagrodzenia autora za wykonaną pracę. Znowu jakieś pomieszanie pojęć, ale mniejsza z tym.
To jak to w zasadzie było? Od kiedy mamy do czynienia z funkcjonowaniem prawa autorskiego? Bo niewiele egipskich ksiąg i żadne sumeryjskie nie były podpisywane przez ich autorów. W zasadzie jakieś dane na ten temat możemy wyciągnąć z podręcznika prawa napisanego przez Waleriusza Maksymusa. Ten bowiem przytoczył pewną rozprawę w rozdziale O pragnieniu sławy.
Niekiedy zdarza się, że znani mężowie pożądają sławy za wykonanie całkiem drobnych rzeczy. Cóż bowiem innego pragnął dla siebie Gajusz Fabiusz, obywatel z bardzo przecież szlachetnego rodu? Kiedy na ścianach w świątyni bogini Salus, którą jako dzięlkczynne wotum zwniósł Gajusz Juliusz Bubulkus wymalował obrazy, to pod nimi podpisał się swoim nazwiskiem. Takiej bowiem ozdoby jeszcze brakowało sławnej rodzinie, jej konsulatom, jej godnościom kapłańskim i odbytym triumfom! Zresztą człowiek z talentem, oddany nieopodiwedniemu dla swego stanu zajęciu, nie chciał, aby jakąkolwiek jego pracę pokrywało milczenie. Widocznie naśladował przykład Fidiasza, który na tarczy Minerwy umieścił swoją podobiznę w taki sposób, że gdyby ją usunięto, rozpadłby się harmonijny układ całego dzieła.
Tak więc rzymscy prawnicy mieli w tym przypadku trudny orzech do zgryzienia. Musieli bowiem w 302 roku pne zdecydować czy ważniejszy jest fundator czy wynajęty przez niego twórca i na kogo mają spłynąć pochwały podziwiających te końcowe dzieło. Jak widać z powyższego opisu, gdyby trafiło na jakiegoś nawet zdolnego malarza, ale pochodzącego z innej rodziny, nakazano by mu usunąć podpisy. Jednak w tym konkretnym przypadku musiano podejść do tego inaczej i dlatego powołano się na przykład Fidiasza, aby ostatecznie stwierdzić, że artysta, jego dzieło oraz zleceniodawca tego dzieła, stanowią jedność i sława z podziwianego dzieła powinna przypaść im w równych częściach.
Problemem jest dziś jednak, że dzieła, które zachowały się do naszych czasów (te Gajusza Fabiusza akurat przepadły), są oderwane od pierwotnych kontekstów. W większości więc nie znamy ich zleceniodawców, a widzimy tylko podpis artysty umieszczony pod dziełem. Podziwiamy więc pracę końcową, ale nie znamy warunków, które od początku artystę ograniczały.
tagi: rzym malarstwo mecenat antyk prawo autorskie
![]() |
Pioter |
6 lipca 2024 09:37 |
Komentarze:
![]() |
OjciecDyrektor @Pioter |
13 lipca 2024 13:52 |
Prawa autorskie dzielą się na osobiste i majątkowe. Te osobiste są niezbywalne, a majątkowe można sprzedać. Skąd ta ochrona prae aitorskich? Myślę, że zaczęto tworzyc, hodować specjalną kastę ludzi, ktorzy mieli służyć propagandzie władców ciałem i duszą. To znaczy nakładano na nich obowiązek uzyskania zgody na pidjęc8e zlecenia u kogoś innego. I wtedy ten ktoś inny musiał niejsko "eykupić" tego zleceniobiorcę od odpowiedzialności. Taka musiała być geneza praw autorskich, bo nie wierzę, że to wyszło od samych twórców. Twórca to był - sorry - parias - w oczach dworu. Ktos, kto miał bez gadania wykonywać wszystko, co władca sobie zażyczył i to wykonywsć batdzo dobrze, bo jsk nie, to kop w tyłek i idź na żebry.
![]() |
Pioter @OjciecDyrektor 13 lipca 2024 13:52 |
13 lipca 2024 14:52 |
No, ale jeśli jeden senator zleca innemu senatorowi wymalowanie świątyni, i tamten się podpisze na obrazach (pomimo wzięcia zapłaty), to na kogo spadną pochwały za świątynię? Świątynie funduje się w jakimś celu - choćby tylko w celu przechowania pamięci o fundatorze (w tym przypadku o Bubulkusa), a jak ludzie mają o nim pamiętać, skoro pod obrazami podpisał się jego kolega Fabiusz, a o Bubulkusie żadnej wzmianki w świątyni nie było?
Gajusz Fabiusz po prostu zrobił z Bubulkusa błazna i gdyby nie ta sprawa sądowa (dająca podstawy do późniejszego ekzekwowania prawa autorskiego) nikt by o Bubulkusie nie pamiętał. Bubulkus zrobiłwięc jedyne, co mógł zrobić w takiej sytuacji - założył sprawę precedensowa licząc na to, że przynajmniej w taki sposób zostanie unieśmiertelniony. Jak widać chyba miał rację, bo dziś nikt już nie wie, ani gdzie stała świątynia Salus, ani co było namalowane na jej ścianach, a nazwiska uczesników procesu przetrwały próbę czasu.
![]() |
OjciecDyrektor @Pioter 13 lipca 2024 14:52 |
13 lipca 2024 15:22 |
Zastanawia mnie, czy sprawy precedensowe nie są,arańżiwane, tzn. nie są zorganizowaną prowokacją? Bi tak to wygląda z twojego przedstawienia tematu. Po prostu chce wię coś kobtrowersyjnego narzucić, na co nie ma podstawy prawnej, ale tworzy się fakt, który jest prowokacją. I ten fakt ma stać się źródłem podstawy prawnej, tj. wyroku sądu.
![]() |
Pioter @OjciecDyrektor 13 lipca 2024 15:22 |
13 lipca 2024 15:34 |
Właśnie. Bubulkus wcale nie musiał zlecać malowania świątyni senatorowi, mógł zlecić niewolnikom, a nawet jakby się któryś próbował gdzieś się podpisać to po 10 czy 15 batach by zrozumiał swoje miejsce w szeregu. Niezależnie od posiadanego talentu.
Czyli za tym stała chyba siła, która wypromowała Enheduanę w czasach Sargona. Wtedy chodziło o to, by z kopisty zrobić autora. Teraz chodziło o obrazy podpisane przez kogoś.
Czyżby szykowano się do kreowania nowego rynku zbytu na dzieła sztuki?
![]() |
OjciecDyrektor @Pioter |
13 lipca 2024 16:46 |
Na to wygląda. To suę nazywa "ściąganie nawisu inflacyjnego"....:)
![]() |
qwerty @OjciecDyrektor 13 lipca 2024 15:22 |
13 lipca 2024 19:25 |
Scenografia precedensów to niezły temat. Wyrok sądu w aspekcie oszustwa procesowego jawi się jako przestępczą podstawa prawna do czynności. Praktycznie świat precedensów odszedł w zaświaty bo każdy precedens ma swoją antytezę jako inny precedens. Praktycznie prawa już w rozumieniu łacińskim nie ma. Prawo osobiste do każdego tekstu też urzędniczego kończy się prawem majątkowym zleceniodawcy. I dlatego: kłamię, fałszuję, etc bo.mi za to pracodawca płaci.